poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział V Tajemnica

 Rozdział dedykuje mojej wiernej czytelniczkom Zuzie P. i Weronice P. ,
Oraz moim BF Liw i Em <3:D 

- Za-za-ajmij na chwilę panienkę a j-j-ja wszystko przygotuje. - uśmiechnęła się miło staruszka a Rafał pociągnął mnie za rękę i poszliśmy do innego stoiska.
-Czuję się... zdezoriętowana. Rafał co zamówiłeś u tej statszej pani? - spojrzałam na niego niepewnie. On stanął na przeciwko mnie i jedną ręką złapał za podbródek.
-Co ty taka nie cierpliwa?- zaśmiał się.- Dowiesz się w swoim czasie.- po tych słowach mój ukochany złożył mi namiętny pocałunek. Jednak po chwili odsunęłam go od siebie.
-Nie przy ludziach.- upomniałam go.
-No dobrze...-mruknął niezadowolony a ja uśmiechnęłam się do niego niewinnie. Po jakimś czasie wróciliśmy do stanowiska pani , u której Rafał zamówił niespodziankę dla mnie. Gdy już wreszcie miałam to zobaczyć okazało się , że jest dokładnie zapakowane w paczuszkę ze skóry.
  Westchnęłam gdy to zobaczyłam. Natomiast mój towarzysz odebrał ją od kobiety i zaczęliśmy wracać do domu.
-Wyjedziemy dziś po południu gdy matka wyjdzie do roboty. Potem szybko uciekniemy. Będzie czekał na nas powóz z sianem. Będziemy podawać się za młodych kupców.- opowiedział mi Rafał o planie po drodze.
Wszystko wydawało się być takie nierealne... a jednak miało się stać. Gdy już mieliśmy skręcić w stronę domu Rafał pociągnął mnie w przeciwnym kierunku : do lasu.
- Po co tam idziemy?-spytałam zdziwiona.
-By dać tam paczkę.- szedł szybko a ja miałam problem by się nie wywrócić. Gdy to zauważył wziął mnie na ręce i biegł truchtem. Gdy wybiegł w doline w jej centrum zobaczyłam gigantyczny stary pień. Były w nim duże dziury a w jednej z nich plecaki.
Odłożywszy tam paczkę mój ukochany powiedział.
-Już nie długo będziemy wolni.- po czym pocałował mnie w czoło.
**********
Siedziałam przy oknie w sypialni Rafała obserwując co się dzieje na placu. Ludzie chodzili i chodzili na... nogach. Zazdrościłam im tego bardzo. Miałam nadzieję ,że kiedyś uda mi się jakoś w magiczny sposób je zdobyć.
Z rozmyśleń wyrwał mnie trzask drzwi. Matka Rafała wyszła. Poderwałam się i pobiegłam do kuchni gdzie stał Rafał.
-Idziemy? - uśmiechnął się i skierował dłoń w moją stronę.
Kiwnęłam głową.
-Idziemy...- złapałam go za rękę i wybiegliśmy z chaty do lasu. W lesie zwolniliśmy bo nie chciałam by Raf wziął mnie na ręce a ja miałam lekkie problemy utrzymywać równowagę. Gdy dorwaliśmy się do naszych plecaków mój towarzysz zaczął prowadzić. Naszym kierunkiem była polna droga gdzie przejeżdżają kupcy. Rafała znajomy sprzedawca siana miał przejeżdżać tamtędy i ewentualnie na nas poczekać. Co jak co ale Rafał wyjątkowo dobrze to zorganizował.
Ledwo zdążyliśmy na transport ale nam się udało. Po paru chwilach siedzieliśmy z Rafałem śmiejąc się w sianie.
Podróż mijała spokojnie i bez nerwów gdy nagle ktoś zatrzymał nasz powóz.
-Brrrrr!- uspokajał kupiec przestraszone konie.
Rafał spojrzał na mnie znacząco bym się schowała a on wyszedł by sprawdzić co się stało.
-Witam panią.- przywitał się.
-Witaj Rafale- usłyszałam  znajomy głos... Ale to nie mogła być matka Rafała więc. ,,Kto to może być?'' - pomyśłam.
-Czy jest z tobą Echidna?- słysząc swoje imię poczułam jak serce bije mi mocniej.
-A kim pani jest? - opowiedział pytaniem na pytanie.
- Zwą mnie Gajina...
Westchnęłam z ulgą i wyszłam z ukrycia. Czułam ,że mogę się ujawnić .
-Jestem!- powiedziałam spełzając z powozu.
Ona natomiast podeszła do mnie w mgnieniu oka i mi pomogła. Zapomniałam schować ogon a ona nawet nie zwróciła na niego uwagę.
-Musimy porozmawiać. Teraz.- powiedziała zimno i złapała mnie za nadgarstek. Nagle pochłonęła mnie ciemność.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział IV. Niepotrzebne


Rozdział IV.
Obudził mnie z samego rana szept ukochanego.
-Echi…Echiii…
-Czego…?- mruknęłam w poduchę.
-Chodź idziemy na targ.
-Mi tu jest wygodnie… - przewróciłam się na bok by widzieć jego twarz.
-No wiem wiem… – wstał a ja wykorzystałam chwile i przykryłam się jego kocem zasłaniając twarz.- Ale to nie zmienia faktu ,że… CZAS  WSTAWAĆ!- w tym momencie pociągnął koc  z całej siły.
Na szczęście byłam silna i nie pozwoliłam się odkryć.
-Nie chce wstawać jeszcze chwilkę– pokazałam mu język szarpiąc materiałem w moją stronę. Rafał nie dawał za wygraną.
- O nie! Cały dzień zrobi się z twojej chwilki!- pociągnął tak mocno ,że musiałam puścić koc. Zwinęłam się w kulkę owijając się ogonem a następnie rzuciłam w niego poduszkę.
-Nie ruszam się stąd!
-Nie masz wyboru- mówiąc to rzucił się na łóżko łaskocząc mnie po bokach.
-Hahaha dość! Proszę! – nie mogłam złapać tchu.- Już dobrze no!
Gdy wreszcie skończył wziął mnie na ręce i pocałował w czoło.
-O teraz tu mi jest wygodnie…- stwierdziłam wzruszając ramionami.
On w odpowiedzi zaśmiał się i ruszył ze mną w stronę drzwi. Posadził mnie na pienku  drzewa i sięgnął po własnoręczny grzebień.
-To jest to dzieło?- zapytałam zaciekawiona.
-Tak specjalnie dla ciebie- odpowiedział dumny a ja przewróciłam oczami.
-Nie słódź mi tak.
-Przepraszam królewno- mówiąc to zaczął rozplątywać moją fryzurę-a raczej resztki niej co zostały z ostatniego dnia- Zawsze zastanawiało mnie to czemu masz czerwone włosy. Czy ty je jakoś zabarwiasz? Może porzeczkami?
Uniosłam jedną brew do góry.
-Serio? Nie dziwi cię ogon tylko kolor włosów? Naprawdę jesteś dziwny- stwierdziłam z udawanym przerażeniem. Au! – krzyknęłam gdy ten zaczął czesać moje kołtuny.
-Przepraszam- powiedział cicho. – Strasznie się wierciłaś w nocy więc masz teraz ten busz na głowie.
-No dzięki- prychnęłam. – Po co mnie w ogóle wywlokłeś z łóżka? – przetarłam oczy.
- Jak byś zapomniała dziś wyruszamy w podróż.  Ale jeszcze wcześniej mam dla ciebie niespodziankę.
-Kolejną?!- podniosłam głos.- Przesadzasz.
-Ja …? Skądrze. -  w tym momencie podzielił moje włosy na trzy części i zaczął coś plec.
-Co ty robisz?
-Nie wiesz? Tak szlachcianki się teraz czesze! To się nazywa kłos bo wygląda jak kłos zboża- wytłumaczył mi Rafał kończąc swoje ,,dzieło’’.- Pięknie wyglądasz- wziął mnie na ręce. Objęłam jego szyję.
-Do luksusu można się przyzwyczaić- mruknęłam a on śmiejąc się wrócił ze mną do domu.- Teraz Cię przebierzemy i idziemy na targ…
-Targ? Jest ta niespodzianka?
-Tak!- spojrzał na mnie dumny.
Przewróciłam oczami  odwracając się do niego plecami a ten chwycił mnie za biodra i przysunął  do siebie przytulając.
-Wszystko dla mojej księżniczki.
-Nie za dużo cukru jak na poranek?- poczochrałam go i ruszyłam w stroję jego sypialni. Gdy tylko zamknęłam drzwi usiadłam na łóżku załamana.
Bardzo go kochałam a on tyle dla mnie robił. Źle na niego wpływałam a on tego nie widział. W ogóle go nie rozumiałam za co mnie kochał…
-Echi…idziesz?- zapukał do drzwi.
-Już zaraz- odpowiedziałam szybko, z żalem ściągając swoją ulubioną suknie i zakładając starą już trochę zniszczoną. Niestety nie mogłam jej zawiązać z tyłu. Wyszłam z sztucznym uśmiechu na twarzy. Nie mógł wiedzieć ,że jest mi smutno.
-Pomożesz…? – zapytałam  odwracając się tyłem.
Rafał w odpowiedzi się uśmiechnął i solidnie zawiązał mi gorset. Następnie chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
Przed domem stała matka Rafała.
-Gdzie się wybieracie?- zapytała staruszka.
-No po prezent mamo...
Kobieta przez chwilę patrzyła na niego jak by się zawiesiła po czym się uśmiechnęła.
-Aaa no to idźcie idź kupić jej coś ładnego.-uśmiechnęła się sztucznie a my poszliśmy w stronę targu.
-Co tak w ogóle chcesz mi kupić?-spytałam ciekawa.
-Suknie- uśmiechnął się.
-Ale po co?
-Bo mało uratowałem z twojego domu…
Klepnęłam go w ramię.
-Nie musisz !To nie twoja wina.
-Ale chcę.- chwycił moją dłoń,  którą go uderzyłam i pocałował w nią. Ja natomiast przewróciłam oczami.
-Jesteś uparty.
-Wiem.- odpowiedział i wskazywał coś przed sobą.
-Tam jest targ. Jesteśmy prawie na miejscu.
Wspomniany targ był większy niż przypuszczałam : było bardzo dużo stanowisk z ubraniami , jedzeniem , wyposażeniem , księgami , i drogą biżuterią. Ogólnie wszystko zrobiło na mnie duże wrażenie.
-A to jest konieczne?- spytałam niepewnie.
-Tak. Jak najbardziej. – pociągnął mnie stronę jakiejś starszej kobiety z ubraniami.- Witam panią – przywitał się całując ją w dłoń.
-Wi-wi-witaj Rafale… Czy-czy przyszedłeś po-po –po to o co prosiłeś?- przywitała się staruszka.
-Rafał? O co prosiłeś tą panią?
On się tylko zaśmiał.





*********
Tak wiem ;-; krótki ;-; brak weny sorry xDD zapraszam też na mojego nowego bloga xD Ostatnia Wierząca

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział III Informacje

Chciałam jak najszybciej ruszyć do biblioteki znajdującej się w świątyni ale nie chciałam obudzić Rafała więc cierpliwe poczekałam aż się obudzi. -Rafał… Pójdę dziś do biblioteki dobrze? – pogłaskałam go po policzku. -Ech… No dobrze...-powiedział jeszcze zaspany.- Pójdę z tobą… -Nie trzeba… poradzę sobie. – popatrzyłam na niego znacząco. -Już chcesz mnie unikać?- uśmiechnął się złowieszczo. Przewróciłam oczami i klepnęłam go w ramię. -Nie żartuj tak- cmoknęłam go w policzek i wstałam powoli z łóżka tak aby nie stracić równowagę. Niestety mój ukochany wykorzystał to i wciągnął mnie na łóżko tak ,że wylądowałam na nim. Spiorunowałam go wzrokiem. Pomimo ,że było to zabawne nadal nie mogłam się uśmiechnąć. -Proszę , proszę , proszę… Pozwolisz mi być twym rycerzem droga damo? -Pf… chciało by się. Prędzej dwornym błaznem. -Mam się czuć urażony? - Bardziej wyróżniony… No dobra możesz mnie odprowadzić pod bibliotekę.- westchnęłam a on wziął mnie na ręce i zaniósł do kuchni. Następnie posadził na stole i poszedł po świeżą wodę. Ja delikatnie usiadłam na ławie bo na stole to była duża przesada. Chwile później do domu weszła mama Rafała. W tym momencie wstałam chowając ogon i podeszłam do niej by się przywitać. -Witam panią – ukłoniłam się. – Dziękuję z całego serca za możliwość bycia tu. -Nie ma za co drogie dziecko. Masz od naszej rodziny szczere wyrazy współczucia z powodu …matki…-odpowiedziała. Speszyłam się. -Y…y dziękuję. - Chodź usiądźmy mam do Ciebie parę pytań- wskazała na ławę a ja posłusznie usiadłam gdzie mi wskazała. Natomiast ona usiadła naprzeciwko mnie po drugiej stronie. –Czy ty coś czujesz to mojego syna?- zapytała szybko i całkiem poważnie. -Tak… Kocham go…- powiedziałam cicho. -To dobrze ale wiedz ,że ja wiem kim jesteś. A raczej jaka jesteś. -Rafał pani powiedział?! – wstałam zdenerwowana. -Usiądź- odpowiedziała ze spokojem. Niechętnie zrobiłam to co mi kazała– Nie, nie powiedział mi. Jestem kimś kto widzi do przodu. Ale ty tego nie pojmiesz.- prychnęła. Teraz widziałam ją w zupełnie innym świetle niż dotychczas. Zawsze była miła, pomocna, kulturalna. W tym momencie zupełnie inna.- Od dawna wiedziałam kim jestem bo sprawdzam przyszłość mojego syna. -Acha…- uważałam ,że to trochę nie w porządku ale ta kobieta mnie przerażała. Przyjrzałam się jej uważnie. Była wysoką i wychudzoną kobietą. Najbardziej w stosunku do bladej cery kontrastowały się bardzo jasne niebieskie oczy i gęste czarne włosy. Rafał w żadnym stopniu nie był do niej podobny. Nawet lepiej : był jej przeciwieństwem. -Niestety- ciągnęła dalej – nie mogłam zobaczyć co się stało w twoim domu… Możesz mi to szczegółowo opisać…?- zapytała a w tym momencie wszedł Rafał z wiadrem wody. -MAMO! – zdenerwował się.- Ona jest po takich przeżyciach a ty już ją wypytujesz o takie coś!!! Odstawił wiadro i podszedł do nas. – Po co o to ją pytasz? Odniosłam wrażenie ,że Rafał nie wiedział kim jest jego matka. - Ciekawość synku… ciekawość. Och masz racje , przepraszam Cię Echidno. Ja już pójdę do pracy. – kobieta wstała wyszła z domu. -Przepraszam cię kochana – powiedział Rafał siadając na jej miejscu. Następnie złapał mnie za ręce. – Ona jest dość… dziwna na swój sposób. Pokiwałam zamyślona głową. Rafał wstał i nalał mi do kufelka zimnej wody a chwilę później podał mi kromkę świeżego chleba. Zjadłam ją łakomie. Była pyszna a w szczególności skórka. -Dziękuję… - Na zdrowie – uśmiechnął się mój ukochany i wszedł do swojej sypialni. Wrócił z moją ulubioną suknią w odcieniach zieleni. -Uratowałeś ją!!!- wstałam i podeszłam obejrzeć ją z każdej strony by upewnić się czy nie jest zniszczona. -No- powiedział zadowolony – wiedziałem ,że ją najbardziej lubisz więc szybko ją zgarnąłem i wybiegłem z domu. -Jesteś taki kochany.- powiedziałam nadal się nie uśmiechając. -Dla mojej damy wszystko- mówiąc to pocałował mnie w dłoń.- A teraz przebierz się w nią bo idziemy do biblioteki. -Ja idę. Ty mnie tylko odprowadzasz. – mówiąc to wzięłam swoją suknie w ręce- Pójdę się przebrać. Nie licz na to ,że zrobię to przy tobie .–spojrzałam na niego. Był zawiedziony-Marzenie ściętej głowy!- prychnęłam. -Nadzieja zawsze umiera ostatnia- powiedział Rafał kiedy wchodziłam do jego pokoju. Bez żadnych problemów założyłam odzienie. Była moją ulubioną ponieważ miała długie ciemni zielone rękawy a reszta elementów od górnej części do dolnej miała kolory od jasnego zielonego do ciemnego. Gdy byłam gotowa brudną suknie złożyłam w kostkę i położyłam w koncie pokoju. Następnie wyszłam do Rafała. -Jestem gotowa-powiedziałam - Nie do końca – uśmiechnął się złowieszczo i wyszedł z domu wracając po chwili. W ręce miał sznur i kwiat róży. Podszedł do mnie od tyłu wziął moje włosy związując je wszystkie sznurkiem a następnie wkładając mi różę do włosów. No oczywiście bez kolców.- Teraz już tak. Kiedy to powiedział parę kosmyków opadło mi na twarz. Kącik moich ust lekko się uniósł. -Dziękuję- powiedziałam i pociągnęłam go za dłoń w stronę wyjścia. Mój ukochany wziął mnie pod rękę a to bardzo przykuwało uwagę przechodniów. Krępując się przycisnęłam jego dłoń. -Chcesz abym cię puścił?- zapytał czule. -Nie… ale wiesz to dla mnie … nowość? I patrzą bo wiedzą co mnie spotkało. -Przejdzie im… -Mam nadzieję. Resztę spaceru spędziliśmy w milczeniu ciesząc się sobą. Gdy zbliżyliśmy się do biblioteki pocałowałam go w policzek. -Ale czemu nie mogę z tobą iść?- zapytał -Chcę pobyć trochę sama- skłamałam. Tak naprawdę nie chciałam mu zawracać głowy. Ostatnio dużo przeżył m.in. odkrył ,że mam ogon i widział kobietę płonącą żywcem. I tak przyjmował to spokojnie… za spokojnie. -Dobra- westchnął zrezygnowany – idę się pomodlić do świątyni. Wiesz gdzie mnie szukać- pocałował mnie w czoło i ruszył w stronę świątyni. Ja poszłam do biblioteki. Jej drzwi były duże , wykonane z ciemnej sosny. Przez to były ciężkie więc miałam problem z ich otworzeniem. Przez to straciłam równowagę po raz kolejny tego dnia równowagę . Upadłabym z hukiem gdyby nie obca mi kobieta mnie nie złapała. -Och dziękuję… niezdara ze mnie- powiedziałam cicho. -Nie ma za co moja droga nie ma za co- uśmiechnęła się do mnie promiennie stawiając mnie do pionu. Przyjrzałam się jej uważnie : miała długie proste brązowe włosy , które idealnie komponowały z jej wiankiem . Oczy natomiast miała nie za duże nie za małe. Kolor ich był ciężki do określenia ale stanęłam na tym ,że odcienie zieleni z przebłyskiem złotego. Jej wąskie usta były koloru jasnego różowego. Następnie przyjrzałam się jej sukni. Zielona podobna do mojej tylko idealnie dopasowana do jej tali i sięgająca do kostek. Ogólnie kobieta i jej kreacja była piękna. Gdy tylko stałam już o własnych siłach nieznajoma otworzyła mi drzwi zapraszając do środka. Od razu ruszyłam w stronę ksiąg o bogach i innych stworzeniach. Bez problemu znalazłam to czego szukałam , zabrałam i usiadłam przy ławie i zaczęłam szukać dział o Salamandrach. Zaraz przysiadła się do mnie kobieta , która chwilę wcześniej mi pomogła. Przyglądała mi się uważnie a ja udawałam ,że tego nie widzę. Gdy wreszcie znalazłam interesujący mnie dział kobieta prychnęła. - Nie rozumiem po co czytasz te bzdury- skrzywiła się. - Ale w jakim sensie? – wyszczerzyłam oczy – Przecież to nasze wierzenia … -Ale tu piszą takie głupoty… Nie warto czytać nawet wstępu. To bujdy jakich świat nie widział. Zamyśliłam się na chwilę. Nie rozumiałam tej kobiety no bo przecież właśnie opowiadała ,że nasza religia to jakaś historyjka. A może ja ją źle zrozumiałam? -Sugeruje pani… ,że nasza religia to jakaś … bajka? – uniosłam jedną brew. - A skądże! – zaśmiała się - Ale po co moja droga czytać jak można się pytać? – zapytała jak by to było oczywiste. - No to… Powie mi pani coś o Salamandrach…? - Och skarbie mów mi… y… - zatrzymała- Gajina! – po czym dodała szybko uśmiechając się. - Jestem Echidna… -Wiem kim jesteś – przerwała mi. – Ech Salamandry? To najstarsze wróżki. Starsze niż bogowie! O panują nad ogniem i są wiecznymi dziewicami! Nie mają dzieci! One są nie śmiertelne! I wyglądają cudownie kiedy się denerwują…- dalej nie słuchałam. ,,Nie mają dzieci…? Nie śmiertelne? WYGLĄDAJĄ CUDOWNIE KIEDY SIĘ DENERWUJĄ?!’’ – myślałam. Krew się we mnie gotowała jak nigdy. Przez cholerne 16 lat byłam okłamywana. Moja matka nie była moją matką. -Skoro tak to może mi pani powie kto jest moją matką!- krzyknęłam ze złością. Co najdziwniejsze jeszcze bardziej się uśmiechnęła. Obróciłam się i wyszłam z biblioteki. Nie interesowało mnie w tej chwili czy ją uraziłam czy nie bo teraz najważniejsze było iść… No właśnie nigdzie. Ogon sam mnie gdzieś prowadził. Doszłam do polany tam gdzie czasem szłam na spacer z Rafałem jak się przyjaźniliśmy. Często obserwowaliśmy z tego miejsca gwiazdy. W tym momencie usiadłam tam i zaczęłam myśleć. Nie chciałam płakać. Łzy to oznaka słabości a ja musiałam być twarda. Pardą było to ,że miałam już dość życia, kłamstw , ogona… Wszyscy bogowie się ode mnie odwrócili… no może oprócz Erosa. Skuliłam się w kulkę obejmując ogon i nadal płacząc.. Nie interesowało mnie ,że siedziałam na ziemi niszczącej moją sukienkę , ani to ,że już drżałam z zimna. W takim stanie siedziałam do nocy , pewnie bym siedziała dłużej gdyby nie zjawił się Rafał. -Echidna!- krzyknął biegnąc do mnie. Nie odpowiedziałam. Gdy dotarł przytulił mnie mocno ale ja ani drgnęłam. -Szukałem Cię wszędzie! W bibliotece , w domu , w świątyni , przy fontannie… - wtedy zorientował się ,że go nie słucham. Poruszył mną jak by chciał mnie obudzić – Echi… Echidna! – usiadł naprzeciwko mnie a ja schowałam głowę. – Kochanie co się stało…- Pogłaskał mnie po ramieniu. Spojrzałam na niego wściekła. -Mam już dość życia! Rafał ja już nie wytrzymuję mając za sobą 16 wiosen a co będzie kiedy będę miała więcej!!! Ja już nie wyrabiam- łzy napłynęły mi do oczu ale je powstrzymałam by nie popłynęły mi po policzkach. – Po co ja żyję…? Dlaczego jestem inna??? -Kochanie… -ŻADNE KOCHANIE!!! Przynoszę jedynie na ciebie nieszczęście!!! Wszystko ci się wali przeze mnie! Musisz iść do pracy , musisz mną się zamartwiać , musisz mnie pocieszać! ODEJDŹ RAFAŁ!... NIE! NIE ODCHODŹ ! JA ODEJDĘ! – patrzyłam mu zdeterminowana w oczy. On natomiast patrzył na mnie poważnie. Ciężko było mi wywnioskować co miał zamiar powiedzieć. Okazało się … , że nic nie powiedział. Podszedł do mnie i wziął mnie na ręce mocno przytulając do siebie. Wyrywałam się ale jego uścisk był silny. Nawet wbijając mu paznokcie w skórę nie puścił mnie. W pewnym momencie miałam ochotę go ugryźć ale się opamiętałam . Wierciłam się długo a on zaniósł mnie do domu. Gdy byliśmy pod nim poddałam się. -Po co to Rafał? – zapytałam obrażona. -Bo Cię kocham i nie pozwolę Ci odejść.-pocałował mnie w czoło i wszedł do domu. Następnie zaniósł mnie do sypialni i położył na łożu. -Prędzej czy później to nastanie- mruknęłam niewyraźnie . - Co mówiłaś? –zapytał siadając koło mnie. -Nic.- obróciłam się na bok. Czułam na sobie jego spojrzenie. -Echi…- głos mu drżał – nie opuszczaj mnie – położył mi na biodrze rękę. –To się musi kiedyś stać. Jesteś ze mną prawie 2 dni a już cię skrzywdziłam , masz przeze mnie kłopoty , musisz pracować…- spojrzałam na niego gdy otwierał usta by coś powiedzieć- NIE PRZERYWAJ MI!- warknęłam i kontynuowałam.- Mogłam cię ugryźć! Drapałam się! Wbijałam paznokcie! Mam wymieniać dalej? – ponownie odwróciłam się i zaczęłam cicho szlochać. Poczułam ,że Rafał się do mnie zbliża wchodząc na łóżko. Szybko odwrócił mnie na plecy i zawisł nade mną. -I co z tego? Przeżywasz ostatnio makabryczne sceny. Po prostu musisz odreagować… -Ale robię to na tobie nawet nie świadomie! – zdenerwowałam się unikając jego wzroku. - No to mam propozycje… Wyjedziemy. Na jakiś czas do innej wioski… -Jesteśmy jeszcze młodzi nie wiem czy… -Ja wszystko załatwię . Spokojnie. Pojedziemy do tej innej wioski tam przeżyjemy jakąś… hm… przygodę? Zrobimy coś razem . A ty zapomnisz o ogonie i innych przykrych sprawach. Spojrzałam na niego z nadzieją. -Myślisz ,że to coś da…? -Da jeśli się zgodzisz- powiedział przekonany. -No dobrze…- odpowiedziałam zrezygnowana. Rafał natomiast powoli zbliżył swoją twarz do mojej składając delikatny pocałunek. Spojrzałam na niego pełna współczucia a on położył się na boku przyciągając mnie do siebie. W takiej pozycji zasnęliśmy.

czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział II A miało być tak pięknie...

Rozpłakałam się. Ha! Nawet gorzej : ryczałam. Byłam pewna , że zaraz zepchnie mnie ze swych kolan , odtrąci , zostawi samą. Mój najgorszy koszmar miał się zaraz spełnić. Widziałam …to musiało się wydarzyć prędzej czy później ale nie sądziłam , że w takich okolicznościach. Rafał spojrzał na mnie poważnie po czym podwinął suknie to tego miejsca gdzie ludzie mieli kolana. Przyglądał się mojemu ogonowi w odcieniach zieleni. Ja schowałam twarz w ręce i szlochałam. Nie byłam na tyle odważna by coś ... cokolwiek powiedzieć. W pewnym momencie zebrałam w sobie siły. Chciałam wstać i uciec. Niestety Rafał mnie przytrzymał. Obróciłam głowę by nie patrzeć mu w oczy. - Puść...mnie... Proszę - szepnęłam przez łzy. -Nie- odpowiedział stanowczo. -J-ja naprawdę nie chciałam by to tak wyszło... Proszę...odejdę ... Tylko nie rób mi krzywdy... Błagam...- popłynęła kolejna fala łez. -Echidno... Jak możesz tak mówić... Czy kiedykolwiek Cię skrzywdziłem?! Czy kiedykolwiek przeze mnie płakałaś?!?!- krzyknął.
Spojrzałam na niego mając przyklejone włosy do twarzy. -A..a nie wiedziałeś kim jestem ! Jaka jestem! Teraz wiesz! Pozwól mi odejść... Obiecuję, już nigdy mnie nie zobaczysz!- ponownie ukryłam twarz w dłoniach.
To co mówiłam bardzo mnie bolało. Poczułam , że je dotknął a następnie złapał za ręce odsuwając od twarzy. - Tobie... Tobie będzie przeszkadzać , że będę żyć w świadomości , że masz ogon?- uśmiechnął się. 
Popatrzyłam mu w jego złote oczy zdezoriętowana. - Echi…- pogłaskał mnie czule po policzku.- Ja nie chce byś mnie opuszczała.- powoli zbliżał swoją twarz do mojej. Odsunęłam. -Ja jestem potworem... Mam ogon... Okłamywałam Cię... Ja na Ciebie nie zasługuje... Powinieneś mieć wybrankę z nogami... – gadałam co kol wiek co mi naszło na język. -Moja wybranka siedzi mi właśnie na kolanach i opowiada straszne głupoty. Echidno proszę, przestań. Kiedy do mnie mówił moje serce biło coraz szybciej. 
Zebrałam siły i wyrwałam się z jego uścisku. Zapomniałam , że beznadziejnie łapię równowagę i upadłam na ziemię. Rafał mnie podniósł i ponownie posadził na swoich kolanach. Płakałam nieustannie. - Nie płacz. - starł moje łzy.- Echidno ... Kocham Cię... Taką jaką jesteś. Nie ważne czy masz ogon czy nogi. Dla mnie liczysz się tylko ty.- kiedy to powiedział pocałował mnie. 
Nie wyrywałam się. To co powiedział zaparło mi wdech w piersiach. Delikatnie złapałam go za twarz. Chciałam mieć go blisko siebie. Nasz pocałunek był długi i namiętny. Byłam już po prostu jego. Kiedy skończyliśmy powiedziałam : -Rafał... Też Cię kocham...- byłam zmęczona.
Oparłam głowę o jego ramie przytulając się do niego. -Nie wiesz jak się cieszę...- to były ostanie słowa powiedziane przez niego tego wieczora gdyż po chwili zasnęłam w jego objęciu. 
********************************************************************************
Obudziłam się rano w swoim łożu. Usiadłam na nim lekko zaspana. Spróbowałam sobie przypomnieć ostatni wieczór. ,, Rafał już wiedział. Wczoraj..." - myślałam aż zobaczyłam pergamin leżący przy mojej poduszce. Na pierwszy rzut oka wiedziałam ,że napisał to mój ukochany. Miał charakterystyczne pismo i na dodatek tylko on pisał zielonym atramentem. ,, Dziękuję za wczorajszy wieczór. Jak wrócę ze świątyni odwiedzę Cię. Kocham Cię. Rafał." Uśmiechnęłam się sama do siebie. On był taki… zbyt idealny. Nie zostawił mnie z powodu ogona. Zaniósł mnie śpiącą do łóżka… To był sen. To musiał być sen. Karteczkę włożyłam pod poduszkę i pościeliłam łoże. W tym momencie z hukiem weszła moja matka. Jej wyraz twarzy podpowiedział mi ,że była wściekła. -Mogę wiedzieć młoda damo gdzie byłaś wczoraj w nocy?!?!- na dzień dobry podniosła głos. - Y…y no w domu?-skłamałam -A to dziwne! Bo jak wczoraj weszłam do twojego pokoju to ciebie tu nie było! - Wyszłam się przewietrzyć!!! -Ach tak? -Podeszła do mojego łóżka i wyjęła z pod poduszki liścik od Rafała. – A to jak wyjaśnisz? Zastanowiłam się skąd ona wiedziała o tym skoro to schowałam. -I co z tego? Wreszcie mam przyjaciela a tobie coś nie pasuje! Swoim doskonałym słuchem usłyszałam ,że ktoś wszedł do domu ale nic nie mówiłam. - A co jeśli się dowie i powie całej wiosce?!?! - A co jeśli wiem i powiem pani ,że nikomu nie powiem bo kocham pani córkę?- mówiąc to wszedł Rafał to pokoju. Matka wściekła się jeszcze bardziej. Jej oczy zrobiły się czarne… -Mamo uspokój się!- mówiąc to zbliżyłam się do Rafała i się przytuliłam do niego świadomie nie chowając ogona.- Ufam mu …On nic nie powie. Proszę zrozum to…- Kobieta odwróciła się do nas plecami. Jej włosy zaczęły się kręcić a suknia zmieniała kolory : duł stał się biały , środek jasny niebieski a góra ciemna czerwień. Złapałam mocno za rękę mojego ukochanego. To co się działo przed nami było przerażające. Wtem matka odwróciła się do nas twarzą… która płonęła! Każdy skrawek jej ciała płonął a ona patrzyła wściekła na nas swoimi czarnymi oczami. To już nie była moja mama. Wtedy Rafał zrobił coś co po nim bym się w takiej sytuacji nie spodziewała : wziął mnie na ręce i zaczął uciekać. Wyrywałam się krzyczałam a on nie chciał mnie puścić. Chciałam odzyskać matkę i zmusiłabym tego potwora do tego czy tego chciał czy nie. Gdy tylko wyskoczyliśmy z domu on… stanął w płomieniach. Rafał pobiegł ze mną do jego domu. Płakałam, krzyczałam i wierciłam się. Pomimo tego ,że coś do mnie mówił nie słuchałam go. To było dla mnie nie istotne. Mój ukochany zaprowadził mnie do swojej sypialni i położył na łóżku. Przytrzymał moją twarz i powiedział : -Zaraz przyjdę nie ruszaj się stąd!- słowa doszły do mnie dopiero wtedy kiedy Rafał wybiegł z pokoju. Ja natomiast stanęłam i chwiejnym krokiem ruszyłam do drzwi. Kręciło mi się w głowie ale chciałam wrócić do domu. Nacięłam klamkę ale nic się nie stało. Drzwi zostały zamknięte przez Rafała. Zasyczałam ze złości. ,,Ja zasyczałam…’’- pomyślałam i ruszyłam w stronę okna jeszcze bardziej zdenerwowana. Ono też było zamknięte. Nakręcona ściągnęłam prześcieradło z łóżka , owinęłam sobie nią rękę i uderzyłam w okno a ono posłusznie się otworzyło. Wyskoczyłam z niego ciężko upadając. Szybko wstałam i ruszyłam w stronę domu. Dom nadal stał w gigantycznym ogniu. Gasiło go dziesięciu mężczyzn i trochę młodzieży w tym Rafał. Znów zaczęłam płakać. Straciłam wszystko : dom… ubrania… mamę… W tym momencie zakręciło mi się w głowie i straciłam przytomność.
**********************************************************************
Obudziły mnie głosy z za ściany. Otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się : byłam w sypialni Rafała. Głos należał również do niego i jego matki. Zaczęłam się przysłuchiwać. -Mamo! Proszę niech tu zostanie. – prosił Rafał -Synku… Ja jestem jak najbardziej za. To biedna dziewczynka . Ale ciężko mi utrzymać i Ciebie , ją i ojca. Wy chodzicie do szkoły a wiesz ,że nie stać mnie na dwie pary podręczników. A ubrania? Synku naprawdę chciałabym… -Pójdę do pracy!- przerwał jej ukochany- Będę pracować u szlachty! Będę pomagać chłopom i..i i.. duchownym!!! -Skoro tak chcesz…- powiedziała cicho kobieta. Następnie usłyszałam kroki i ktoś wszedł do pokoju. Ja natomiast zamknęłam oczy udając ,że śpię. Tajemnicza osoba zbliżyła się do mnie i położyła koło mnie. To był Rafał. Rozpoznałam go po jego zapachu. Mój ukochany zaczął głaskać mnie po policzku. - Będzie dobrze… Wszystko się ułoży… Będziemy już razem- nucił niczym kołysankę. Odwróciłam się w jego kierunku. Widać ,że się przestraszył bo myślał ,że śpię.
- Obudziłem Cię? Przepraszam… - pocałował mnie w czoło. -Nie… nie obudziłeś… To ja przepraszam. Nie idź do pracy. Ja pójdę… -Jak Echi? Nie dasz rady. -Ogon… nauczę się nim posługiwać! Będę go… - przypomniałam sobie nagle ostatnie wydarzenia- Znalazłeś moją matkę ? – zmieniłam temat. -Ech… Nie…- spojrzał mi w oczy. Łza popłynęła mi po policzku. -Ale Echi… ciała też nie znalazłem. Jeszcze w czasie pożaru wbiegłem do domu w poszukiwaniu twojej matki i nic nie znalazłem. Jedynie co wziąłem jakieś twoje sukienki , wyszedłem i ponownie gasiłem pożar. Kiedy ogień znikł wszedłem tam ponownie i nic nie znalazłem. Jedynie co to popiół… Przykro mi Echi…- przerwałam mu krótkim pocałunkiem. - Zrobiłeś co mogłeś. Dziękuje…- wtuliłam się w niego a on obiął mnie swoim ramieniem. Poczułam się bezpiecznie… przy nim. Leżeliśmy tak długo aż Rafał zasnął. Po całym dniu na pewni był bardzo zmęczony. Kiedy on słodko spał ja analizowałam to co stało się w moim domu. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie ,że moja mama nie musiała być człowiekiem. Kiedyś opowiadała mi o wróżkach ognia. Najstarsze istoty starsze niż sami bogowie… Salamandry.

środa, 29 stycznia 2014

Rozdział I Początek

Wer piszę <3 To się kocha! :3 Ja dodaje, a Wer pisze. Ona mówi, że nie
 umie pisać... Kłamie!
____________________________________________
______________________



*Załamanie czasowe starożytności i średniowiecza *

Miałam zaledwie 8 lat. Przeprowadziłam się z lasu do miasteczka wraz z mamą. Postanowiłam mimo zastrzeżeń mojej rodzicielki ,że będę chodzić do szkoły tak jak inne dzieci. No może nie do końca… Bardziej pełzać. Od czubka głowy do pasa miałam ludzką formę natomiast od pasa w duł… ogon… ogon węża. Bałam się ,że będą mi dokuczać więc zaczęłam nosić długie suknie. Niestety przez to nie mogłam się bawić z innymi dziećmi w piłkę , kalambury i inne zabawy. Przez to przestali ze mną rozmawiać. Nie miałam towarzystwa. Przez to często płakałam. Co noc pytałam mamy :,,Dlaczego ja tylko mam ogon? Czemu ty nie masz? Czemu tata nie miał?’’. W odpowiedzi zawsze słyszałam : ,,Bogowie Cię taką stworzyli bo mieli w tym taki interes skarbie’’. Na tym nasza rozmowa na ten temat kończyła. Chciałam na siłę znaleźć sobie przyjaciół ,którzy zaakceptowali by mnie pomimo mojego ,,kalectwa’’. . Dopiero w wieku trzynastu lat już sobie odpuściłam. Nie rezygnowałam z nauki. Byłam najpilniejszą uczennicą. W tym czasie pojawiła się nowa rodzina w naszym mieście. Dwójka para staruszków z synem. Był to niewysoki brunet o imieniu Rafał. Dwa tygodnie później odkąd się wprowadzili nasz nowy sąsiad zaczął uczęszczać do naszej szkoły. Nie zwróciłam na niego zbytnio uwagi a on Pewnego kiedy jadłam drugie śniadanie w kącie klasy kiedy on do mnie podszedł!
         -Hej… Echidna tak?- zapytał uśmiechnięty. ,,Powiedział do mnie! Coś do mnie powiedział!!!’’-pomyślałam i się zarumieniłam .
         -Y-y-y tak…- tyle tylko dałam radę powiedzieć. To był dla mnie szok. Ktoś z własnej woli się do mnie odezwał. 
         -Chciałbym Ci zadać pytanie… Nie obrazisz się?
         -N-n-o nie powinnam – powiedziałam cicho. 
         -Czemu z nikim się nie zadajesz? Zawsze siedzisz sama. Sama wracasz do szkoły… A inni nic o tobie nie mówią…
         -Ale nie wiesz kim jestem…? A bardziej jaka jestem…?- to były bezsensowne pytania 
         -Nie… Ale chętnie Cię poznam! To się dowiem- uśmiechnął się. Zaczęłam rozważać czy to nie jest głupi żart.
         -Nie lubią mnie ze względu na problemy z nogami… nie jestem aktywna zbytnio!- skłamałam. – Nie mogę się bawić jak inne dzieci. 
Tak zaczęła się nasza znajomość. Po tej rozmowie Rafał zawsze siadał przy mnie. Później okazało się, że mieszka naprzeciwko mnie. Odprowadzał mnie do domu, kiedyś zaprosiłam go na herbatę kiedy mama wyjechała z miasta. Z biegiem czasu mogłam go spokojnie nazwać przyjacielem. Niestety przez to, że zadawał się ze mną nasi rówieśnicy mu też dokuczali.. A on nie za bardzo wiedział o co chodzi.. Dzięki niemu się zmieniłam. Byłam bardziej otwarta , nie obchodziły mnie opinie innych ludzi, okazało się nawet ,że mam poczucie humoru. Kiedy miałam już 16 lat moja mama zauważyła ,że spędzam z Rafałem dużo czasu. To był powód naszej kłótni. Ona uważała ,że się zakochałam a ja zaprzeczałam. W pewnym momencie zabroniła mi się z nim spotykać. Bolało to mnie i jego. Pewnej nocy kiedy siedziałam zapłakana na łóżku coś huknęło w okno. Zignorowałam to. Pięć sekund później kolejny raz ten sam huk. Wstała i otworzyłam okno. W moim kierunku leciał kamień. Gdyby nie to ,że miałam dobry wzrok nie zauważyłam bym go i nie zrobiła uniku. Byłam zdezoriętowana.
         -Przepraszam! – usłyszałam cichy głos.
         -Rafał? – rozejrzałam się. Widziałam jakiegoś chłopca ale nie byłam pewna czy to on. 
         -Nie! Centaur!– oburzył się chłopak
         - Bardzo śmieszne- prychnęłam. – Co Ty tutaj robisz?! Moja mama Cię zabije kiedy Cię zobaczy!
         -No to chodź do mnie!
         - To wtedy zabije mnie! 
         -Nie zabijeee- uśmiechnął się jak niewiniątko. Wyciągnął rękę w moim kierunku – Choć pomogę Ci… 
Usiadłam na parapecie. Już miałam ogon przerzucić na drugą stronę okna gdy uświadomiłam sobie ,że on nie może go zobaczyć.
            -Y… Rafał… Ja sobie poradzę- uśmiechnęłam się sztucznie. 
            -Oj no weź pomogę Ci…- zbliżył się jeszcze bardziej. 
Musiałam coś wymyśleć. 
            -Nie podchodź!
 Chłopak odskoczył jak oparzony. 
            -Dlaczego?- zdziwił się 
            -Bo…bo tu są pułapki! N-n-na szczury! I one poharatały by Ci… buty!- ściemniałam ,,Serio? Pułapki? Przecież one dużo kosztują… Mogłam coś innego wymyślić!’’-pomyślałam. Westchnął.
            -No dobra... Słuchaj mam propozycje! Spotkajmy się przy fontannie! Ja tylko po coś polecę.- skończył mówić i pobiegł. Zastanawiałam się co on kombinował. Wyskoczyłam z okna pełna radości. Niestety mając ogon nie da się utrzymać równowagi więc oczywiście musiałam się wywalić. Dziękowałam bogom ,że Rafał tego nie zobaczył. Próbując wstać ponownie się zastanowiłam czemu on jeszcze nie z oriętował się ,że mam ogon. Chciałabym mu powiedzieć jaka jestem… Pokręciłam głową. Nie mogłam go stracić. Załamałam bym się kiedy by mnie opuścił. Zostawił samą ze swoimi myślami. Łza popłynęła mi po policzku. Zależało mi tylko na nim. Starłam ją i z gracją ruszyłam w stronę fontanny. Gdy się do niej zbliżałam zobaczyłam Rafała. Uśmiechnęłam się do niego a on odwzajemnił uśmiech. Usiadłam koło niego poprawiając suknie.
              -Czy ty już do reszty oszalałeś? Wiesz ,że nie mogę się z tobą widywać… - spojrzałam na niego z pretensjami.
              -A jak ładnie przeproszę i powiem ,że tęskniłem to wybaczysz? –zaśmiał się. Przewróciłam oczami. 
              -No już się tak nie zgrywaj. – uśmiechnęłam się. - Jutro przyjeżdżają damy dworu słyszałeś?
               -Ech tak… Będą zabierać dziewczęta… 
               -Co ty opowiadasz?! – oburzyłam się.
               -Żartuje- szturchnął mnie łokciem. 
Spojrzałam na niego złowieszczo i… z całej siły popchnęłam go do fontanny. Niestety zdążył mnie złapać za ramie i wylądowałam na nim. Na szczęście nie było dużo wody w obiekcie więc nie utopiłam mojego przyjaciela. Spojrzałam na niego. Zaśmiałam się i oparłam głowę na jego torsie.
                -Hahaha ale ty głupi jesteś.- nie mogłam przestać się śmiać. On również
                - A ty to niby taka inteligentna! – podniósł się na łokciach. Spojrzałam na niego poważnie z przymrużonymi oczami.
                 - A uwierz mi ,że jestem- poczym ponownie wybuchłam śmiechem.
                 - Wierzę ,wierzę… A pamiętasz ,że leżymy w fontannie w środku nocy?
                 -Oj tam… Mi tu wygodnie- to była prawda. 
To brzmi śmiesznie ale naprawdę wygodnie mi się na nim leżało
                 - Posiedzimy tu jeszcze…? Proszę… - spojrzałam na niego najsłodziej jak umiałam.
                 -O mamusia nas już nie zabije??? – spojrzał mi w moje zielone oczy. – Możemy i tak jeszcze kupa czasu do wschodu.
                 - A tam… - zaczęłam mu się przyglądać.
                 - Coś… coś mam na twarzy? – zapytał lekko skrępowany. 
Zaśmiałam się. 
                 - Nie Rafał! Po prostu strasznie się zmieniłeś w ciągu trzech lat. Zupełnie inny człowiek.
                  - Serio? Ale ty się bardziej zmieniłaś.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
                  -Ja? W jakim sensie? – byłam bardzo ciekawa.
                  - Z zachowania : Kiedyś byłaś zamknięta w sobie , smutna. Nigdy się nie uśmiechałaś. Teraz jesteś pełna energii , siły , z poczuciem humoru. Z wyglądu : Miałaś kiedyś średniej długości roztapirzone czerwone… kłaki –zaśmiał się . Ja tylko przewróciłam oczami – Zieleń twoich oczu była jaśniejsza. I ogólnie był z ciebie taki pulpecik.- Klepnęłam go złośliwie w brzuch. – Ej nie skończyłem! Teraz jesteś piękną szczupłą dziewczyną . Masz piękne zielone oczy. Ich kolor jest taki ciemny… A twoje czerwone włosy idealnie się układają … Ogólnie jesteś piękna… 
Przysięgłabym na Styks ,że moje policzki przybrały barwę moich włosów. 
                  -Ale mi słodzisz… - spuściłam głowę by tylko nie zauważył ,że się zarumieniłam . Było już za późno. Złapał mnie lewą ręką za pod bródek podnosząc moją głowę a prawą zgarnął mi włosy z twarzy.
                 - Ja? Słodzić? Jak bym mógł?! Jestem szczerym człowiekiem i mówię prawdę.- uśmiechnął się.
 W głowie utkwiły mi dwa słowa ,,jestem’’ i ,,człowiekiem’’. Miałam ochotę się rozpłakać. Chyba czułam coś do niego. A ja nie jestem z jego rasy. Jestem z niczyjej rasy. Tak nie mogło być.
                -Rafał…- nie zdążyłam nic powiedzieć bo zmienił pozycję i wstał podnosząc mnie na rękach.
 Przestraszona owinęłam ogon by nie wystawał z sukni. Założyłam mocno ręce na jego szyi.
                -Nic nie mów Echidno.- mówiąc to wyszedł z fontanny i usiadł na ławie.
Nadal trzymałam go mocno. Zaczynało się robić dziwnie… krępująco. Rafał głaskał mnie po głowie.
                 -Ja… ja już nie rozumiem Rafał. Jest jakoś inaczej. 
                 - To jest niesamowite – mówił jak zahipnotyzowany . 
Spojrzałam na niego zdziwiona.
                  -Ale co?- głos mi drżał.
                  -Ty… My… tu…
 Łzy napłynęły mi do oczu. Nie wiedziałam czy ze szczęścia czy ze strachu. 
                    -Ale co? Jak? Czemu? Dlacze…- zadawałam mu te pytania kiedy przerwał mi namiętnym pocałunkiem.
 Odwzajemniłam go przytulając się mocniej do niego. To była rozkosz. Dosłownie zatonęłam w jego ustach. Było cudownie. Moje mięśnie się rozluźniły… Niestety wszystkie! W czasie pocałunku rozluźniłam ogon i zaczął wystawać z poza sukienki. Nie zauważyłam tego
                    -Za dużo zadajesz pytań…- mówiąc to skończył pocałunek.
 Byłam oszołomiona. W tym momencie Rafał spojrzał w duł mojej sukienki. I wyszczerzył oczy. Spojrzałam tam gdzie on. Łzy napłynęły mi do oczu