sobota, 1 lutego 2014

Rozdział III Informacje

Chciałam jak najszybciej ruszyć do biblioteki znajdującej się w świątyni ale nie chciałam obudzić Rafała więc cierpliwe poczekałam aż się obudzi. -Rafał… Pójdę dziś do biblioteki dobrze? – pogłaskałam go po policzku. -Ech… No dobrze...-powiedział jeszcze zaspany.- Pójdę z tobą… -Nie trzeba… poradzę sobie. – popatrzyłam na niego znacząco. -Już chcesz mnie unikać?- uśmiechnął się złowieszczo. Przewróciłam oczami i klepnęłam go w ramię. -Nie żartuj tak- cmoknęłam go w policzek i wstałam powoli z łóżka tak aby nie stracić równowagę. Niestety mój ukochany wykorzystał to i wciągnął mnie na łóżko tak ,że wylądowałam na nim. Spiorunowałam go wzrokiem. Pomimo ,że było to zabawne nadal nie mogłam się uśmiechnąć. -Proszę , proszę , proszę… Pozwolisz mi być twym rycerzem droga damo? -Pf… chciało by się. Prędzej dwornym błaznem. -Mam się czuć urażony? - Bardziej wyróżniony… No dobra możesz mnie odprowadzić pod bibliotekę.- westchnęłam a on wziął mnie na ręce i zaniósł do kuchni. Następnie posadził na stole i poszedł po świeżą wodę. Ja delikatnie usiadłam na ławie bo na stole to była duża przesada. Chwile później do domu weszła mama Rafała. W tym momencie wstałam chowając ogon i podeszłam do niej by się przywitać. -Witam panią – ukłoniłam się. – Dziękuję z całego serca za możliwość bycia tu. -Nie ma za co drogie dziecko. Masz od naszej rodziny szczere wyrazy współczucia z powodu …matki…-odpowiedziała. Speszyłam się. -Y…y dziękuję. - Chodź usiądźmy mam do Ciebie parę pytań- wskazała na ławę a ja posłusznie usiadłam gdzie mi wskazała. Natomiast ona usiadła naprzeciwko mnie po drugiej stronie. –Czy ty coś czujesz to mojego syna?- zapytała szybko i całkiem poważnie. -Tak… Kocham go…- powiedziałam cicho. -To dobrze ale wiedz ,że ja wiem kim jesteś. A raczej jaka jesteś. -Rafał pani powiedział?! – wstałam zdenerwowana. -Usiądź- odpowiedziała ze spokojem. Niechętnie zrobiłam to co mi kazała– Nie, nie powiedział mi. Jestem kimś kto widzi do przodu. Ale ty tego nie pojmiesz.- prychnęła. Teraz widziałam ją w zupełnie innym świetle niż dotychczas. Zawsze była miła, pomocna, kulturalna. W tym momencie zupełnie inna.- Od dawna wiedziałam kim jestem bo sprawdzam przyszłość mojego syna. -Acha…- uważałam ,że to trochę nie w porządku ale ta kobieta mnie przerażała. Przyjrzałam się jej uważnie. Była wysoką i wychudzoną kobietą. Najbardziej w stosunku do bladej cery kontrastowały się bardzo jasne niebieskie oczy i gęste czarne włosy. Rafał w żadnym stopniu nie był do niej podobny. Nawet lepiej : był jej przeciwieństwem. -Niestety- ciągnęła dalej – nie mogłam zobaczyć co się stało w twoim domu… Możesz mi to szczegółowo opisać…?- zapytała a w tym momencie wszedł Rafał z wiadrem wody. -MAMO! – zdenerwował się.- Ona jest po takich przeżyciach a ty już ją wypytujesz o takie coś!!! Odstawił wiadro i podszedł do nas. – Po co o to ją pytasz? Odniosłam wrażenie ,że Rafał nie wiedział kim jest jego matka. - Ciekawość synku… ciekawość. Och masz racje , przepraszam Cię Echidno. Ja już pójdę do pracy. – kobieta wstała wyszła z domu. -Przepraszam cię kochana – powiedział Rafał siadając na jej miejscu. Następnie złapał mnie za ręce. – Ona jest dość… dziwna na swój sposób. Pokiwałam zamyślona głową. Rafał wstał i nalał mi do kufelka zimnej wody a chwilę później podał mi kromkę świeżego chleba. Zjadłam ją łakomie. Była pyszna a w szczególności skórka. -Dziękuję… - Na zdrowie – uśmiechnął się mój ukochany i wszedł do swojej sypialni. Wrócił z moją ulubioną suknią w odcieniach zieleni. -Uratowałeś ją!!!- wstałam i podeszłam obejrzeć ją z każdej strony by upewnić się czy nie jest zniszczona. -No- powiedział zadowolony – wiedziałem ,że ją najbardziej lubisz więc szybko ją zgarnąłem i wybiegłem z domu. -Jesteś taki kochany.- powiedziałam nadal się nie uśmiechając. -Dla mojej damy wszystko- mówiąc to pocałował mnie w dłoń.- A teraz przebierz się w nią bo idziemy do biblioteki. -Ja idę. Ty mnie tylko odprowadzasz. – mówiąc to wzięłam swoją suknie w ręce- Pójdę się przebrać. Nie licz na to ,że zrobię to przy tobie .–spojrzałam na niego. Był zawiedziony-Marzenie ściętej głowy!- prychnęłam. -Nadzieja zawsze umiera ostatnia- powiedział Rafał kiedy wchodziłam do jego pokoju. Bez żadnych problemów założyłam odzienie. Była moją ulubioną ponieważ miała długie ciemni zielone rękawy a reszta elementów od górnej części do dolnej miała kolory od jasnego zielonego do ciemnego. Gdy byłam gotowa brudną suknie złożyłam w kostkę i położyłam w koncie pokoju. Następnie wyszłam do Rafała. -Jestem gotowa-powiedziałam - Nie do końca – uśmiechnął się złowieszczo i wyszedł z domu wracając po chwili. W ręce miał sznur i kwiat róży. Podszedł do mnie od tyłu wziął moje włosy związując je wszystkie sznurkiem a następnie wkładając mi różę do włosów. No oczywiście bez kolców.- Teraz już tak. Kiedy to powiedział parę kosmyków opadło mi na twarz. Kącik moich ust lekko się uniósł. -Dziękuję- powiedziałam i pociągnęłam go za dłoń w stronę wyjścia. Mój ukochany wziął mnie pod rękę a to bardzo przykuwało uwagę przechodniów. Krępując się przycisnęłam jego dłoń. -Chcesz abym cię puścił?- zapytał czule. -Nie… ale wiesz to dla mnie … nowość? I patrzą bo wiedzą co mnie spotkało. -Przejdzie im… -Mam nadzieję. Resztę spaceru spędziliśmy w milczeniu ciesząc się sobą. Gdy zbliżyliśmy się do biblioteki pocałowałam go w policzek. -Ale czemu nie mogę z tobą iść?- zapytał -Chcę pobyć trochę sama- skłamałam. Tak naprawdę nie chciałam mu zawracać głowy. Ostatnio dużo przeżył m.in. odkrył ,że mam ogon i widział kobietę płonącą żywcem. I tak przyjmował to spokojnie… za spokojnie. -Dobra- westchnął zrezygnowany – idę się pomodlić do świątyni. Wiesz gdzie mnie szukać- pocałował mnie w czoło i ruszył w stronę świątyni. Ja poszłam do biblioteki. Jej drzwi były duże , wykonane z ciemnej sosny. Przez to były ciężkie więc miałam problem z ich otworzeniem. Przez to straciłam równowagę po raz kolejny tego dnia równowagę . Upadłabym z hukiem gdyby nie obca mi kobieta mnie nie złapała. -Och dziękuję… niezdara ze mnie- powiedziałam cicho. -Nie ma za co moja droga nie ma za co- uśmiechnęła się do mnie promiennie stawiając mnie do pionu. Przyjrzałam się jej uważnie : miała długie proste brązowe włosy , które idealnie komponowały z jej wiankiem . Oczy natomiast miała nie za duże nie za małe. Kolor ich był ciężki do określenia ale stanęłam na tym ,że odcienie zieleni z przebłyskiem złotego. Jej wąskie usta były koloru jasnego różowego. Następnie przyjrzałam się jej sukni. Zielona podobna do mojej tylko idealnie dopasowana do jej tali i sięgająca do kostek. Ogólnie kobieta i jej kreacja była piękna. Gdy tylko stałam już o własnych siłach nieznajoma otworzyła mi drzwi zapraszając do środka. Od razu ruszyłam w stronę ksiąg o bogach i innych stworzeniach. Bez problemu znalazłam to czego szukałam , zabrałam i usiadłam przy ławie i zaczęłam szukać dział o Salamandrach. Zaraz przysiadła się do mnie kobieta , która chwilę wcześniej mi pomogła. Przyglądała mi się uważnie a ja udawałam ,że tego nie widzę. Gdy wreszcie znalazłam interesujący mnie dział kobieta prychnęła. - Nie rozumiem po co czytasz te bzdury- skrzywiła się. - Ale w jakim sensie? – wyszczerzyłam oczy – Przecież to nasze wierzenia … -Ale tu piszą takie głupoty… Nie warto czytać nawet wstępu. To bujdy jakich świat nie widział. Zamyśliłam się na chwilę. Nie rozumiałam tej kobiety no bo przecież właśnie opowiadała ,że nasza religia to jakaś historyjka. A może ja ją źle zrozumiałam? -Sugeruje pani… ,że nasza religia to jakaś … bajka? – uniosłam jedną brew. - A skądże! – zaśmiała się - Ale po co moja droga czytać jak można się pytać? – zapytała jak by to było oczywiste. - No to… Powie mi pani coś o Salamandrach…? - Och skarbie mów mi… y… - zatrzymała- Gajina! – po czym dodała szybko uśmiechając się. - Jestem Echidna… -Wiem kim jesteś – przerwała mi. – Ech Salamandry? To najstarsze wróżki. Starsze niż bogowie! O panują nad ogniem i są wiecznymi dziewicami! Nie mają dzieci! One są nie śmiertelne! I wyglądają cudownie kiedy się denerwują…- dalej nie słuchałam. ,,Nie mają dzieci…? Nie śmiertelne? WYGLĄDAJĄ CUDOWNIE KIEDY SIĘ DENERWUJĄ?!’’ – myślałam. Krew się we mnie gotowała jak nigdy. Przez cholerne 16 lat byłam okłamywana. Moja matka nie była moją matką. -Skoro tak to może mi pani powie kto jest moją matką!- krzyknęłam ze złością. Co najdziwniejsze jeszcze bardziej się uśmiechnęła. Obróciłam się i wyszłam z biblioteki. Nie interesowało mnie w tej chwili czy ją uraziłam czy nie bo teraz najważniejsze było iść… No właśnie nigdzie. Ogon sam mnie gdzieś prowadził. Doszłam do polany tam gdzie czasem szłam na spacer z Rafałem jak się przyjaźniliśmy. Często obserwowaliśmy z tego miejsca gwiazdy. W tym momencie usiadłam tam i zaczęłam myśleć. Nie chciałam płakać. Łzy to oznaka słabości a ja musiałam być twarda. Pardą było to ,że miałam już dość życia, kłamstw , ogona… Wszyscy bogowie się ode mnie odwrócili… no może oprócz Erosa. Skuliłam się w kulkę obejmując ogon i nadal płacząc.. Nie interesowało mnie ,że siedziałam na ziemi niszczącej moją sukienkę , ani to ,że już drżałam z zimna. W takim stanie siedziałam do nocy , pewnie bym siedziała dłużej gdyby nie zjawił się Rafał. -Echidna!- krzyknął biegnąc do mnie. Nie odpowiedziałam. Gdy dotarł przytulił mnie mocno ale ja ani drgnęłam. -Szukałem Cię wszędzie! W bibliotece , w domu , w świątyni , przy fontannie… - wtedy zorientował się ,że go nie słucham. Poruszył mną jak by chciał mnie obudzić – Echi… Echidna! – usiadł naprzeciwko mnie a ja schowałam głowę. – Kochanie co się stało…- Pogłaskał mnie po ramieniu. Spojrzałam na niego wściekła. -Mam już dość życia! Rafał ja już nie wytrzymuję mając za sobą 16 wiosen a co będzie kiedy będę miała więcej!!! Ja już nie wyrabiam- łzy napłynęły mi do oczu ale je powstrzymałam by nie popłynęły mi po policzkach. – Po co ja żyję…? Dlaczego jestem inna??? -Kochanie… -ŻADNE KOCHANIE!!! Przynoszę jedynie na ciebie nieszczęście!!! Wszystko ci się wali przeze mnie! Musisz iść do pracy , musisz mną się zamartwiać , musisz mnie pocieszać! ODEJDŹ RAFAŁ!... NIE! NIE ODCHODŹ ! JA ODEJDĘ! – patrzyłam mu zdeterminowana w oczy. On natomiast patrzył na mnie poważnie. Ciężko było mi wywnioskować co miał zamiar powiedzieć. Okazało się … , że nic nie powiedział. Podszedł do mnie i wziął mnie na ręce mocno przytulając do siebie. Wyrywałam się ale jego uścisk był silny. Nawet wbijając mu paznokcie w skórę nie puścił mnie. W pewnym momencie miałam ochotę go ugryźć ale się opamiętałam . Wierciłam się długo a on zaniósł mnie do domu. Gdy byliśmy pod nim poddałam się. -Po co to Rafał? – zapytałam obrażona. -Bo Cię kocham i nie pozwolę Ci odejść.-pocałował mnie w czoło i wszedł do domu. Następnie zaniósł mnie do sypialni i położył na łożu. -Prędzej czy później to nastanie- mruknęłam niewyraźnie . - Co mówiłaś? –zapytał siadając koło mnie. -Nic.- obróciłam się na bok. Czułam na sobie jego spojrzenie. -Echi…- głos mu drżał – nie opuszczaj mnie – położył mi na biodrze rękę. –To się musi kiedyś stać. Jesteś ze mną prawie 2 dni a już cię skrzywdziłam , masz przeze mnie kłopoty , musisz pracować…- spojrzałam na niego gdy otwierał usta by coś powiedzieć- NIE PRZERYWAJ MI!- warknęłam i kontynuowałam.- Mogłam cię ugryźć! Drapałam się! Wbijałam paznokcie! Mam wymieniać dalej? – ponownie odwróciłam się i zaczęłam cicho szlochać. Poczułam ,że Rafał się do mnie zbliża wchodząc na łóżko. Szybko odwrócił mnie na plecy i zawisł nade mną. -I co z tego? Przeżywasz ostatnio makabryczne sceny. Po prostu musisz odreagować… -Ale robię to na tobie nawet nie świadomie! – zdenerwowałam się unikając jego wzroku. - No to mam propozycje… Wyjedziemy. Na jakiś czas do innej wioski… -Jesteśmy jeszcze młodzi nie wiem czy… -Ja wszystko załatwię . Spokojnie. Pojedziemy do tej innej wioski tam przeżyjemy jakąś… hm… przygodę? Zrobimy coś razem . A ty zapomnisz o ogonie i innych przykrych sprawach. Spojrzałam na niego z nadzieją. -Myślisz ,że to coś da…? -Da jeśli się zgodzisz- powiedział przekonany. -No dobrze…- odpowiedziałam zrezygnowana. Rafał natomiast powoli zbliżył swoją twarz do mojej składając delikatny pocałunek. Spojrzałam na niego pełna współczucia a on położył się na boku przyciągając mnie do siebie. W takiej pozycji zasnęliśmy.

2 komentarze: